to see in one way

A miał być efekt “wow”, czyli jak komunikować się z projektantem, żeby zrozumiał nasze oczekiwania cz.1

Nie tak dawno temu dostałam na jednym z komunikatorów wiadomość, a właściwie zdjęcie sukienki i pytanie: “Jakiego koloru jest ta sukienka?”. Nie zastanawiając się zbytnio, odpisałam: “biała ze złotą koronką, a czemu pytasz?”. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu otrzymałam odpowiedź: “Bez jaj, przecież ona jest granatowo-czarna!”. Myślałam, że właśnie jestem wkręcana. Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła tego zjawiska sama.

Wzięłam telefon i popytałam znajomych w biurze (tak, żeby nie słyszeli swoich odpowiedzi), co widzą. Okazało się, że podzieleni jesteśmy w proporcji ok. 50%/50%. 

Dlaczego o tym tutaj piszę? A no dlatego, że podobne sytuacje mają miejsce również podczas procesu projektowania wnętrz. Nie zawsze to, co widzi projektant, równa się temu, co widzi zlecający. I nie chodzi tu tylko o kolory, a o całokształt, nazwijmy to, dzieła.
Każda osoba zlecająca aranżację, czy zaprojektowanie jakiegoś wnętrza ma swoją mniej lub bardziej dookreśloną wizję. Oczywiście, są osoby, które twierdzą, że nie mają jej żadnej, ale i tak w trakcie prac okazuje się, że coś tam jednak w głowie im się rodzi.
Każdy ma inne oczekiwania, potrzeby, przyzwyczajenia oraz gust. Od tego wszystkiego zależy, co powinno się w efekcie końcowym znaleźć w projektowanym wnętrzu.

Dlatego w tym artykule skupię się na kilku kwestiach, które w mojej ocenie są kluczowe, aby efekt końcowy był satysfakcjonujący dla obu stron, a klient z projektantem przeżyli ten proces w zdrowiu – głównie psychicznym 🙂 i aby ich dwie wizje na końcu stały się jedną – wspólną.

success, road to success, direction
1. Projektant to nie właściciel nieruchomości - przygotuj niezbędne materiały
page, pad, planning

Już widzę to oburzenie na twarzach niektórych z Was. Jak to? Ja? Ja mam przygotowywać materiały? Przecież nie po to zlecam robotę, żeby sam/a się tym zajmować!
A no tak, TY. 
Studząc tą już buzującą w żyłach krew, dopowiem. Nie chodzi o przygotowywanie materiałów graficznych, zdjęć, czy przykładów tapet, choć oczywiście mogą one pomóc w zrozumieniu Twojej wizji, ale o tym będzie w dalszych punktach.
Chodzi tu o czysto techniczną stronę procesu, czyli:

  1. Plan nieruchomości, rzuty, dokumentacja architekta, który projektował budynek.
  2. Dokumentację techniczną, czyli gdzie przeprowadzona jest elektryka w ścianach, wszelkiego rodzaju rury wody, kanalizacji, ogrzewanie podłogowe i inne instalacje, których nie widać gołym okiem, a których warto jest nie uszkodzić podczas prac lub po prostu mogą nam uniemożliwić realizację zaplanowanego przedsięwzięcia.
  3. Inna ważna dokumentacja, o której wiesz, jak dotychczasowe decyzje zarządcy budynku lub uchwały wspólnoty/spółdzielni mieszkaniowej w sprawach, które mogą mieć wpływ na realizację projektu, np. zgoda, jej brak lub warunki dopuszczenia montażu rolet zewnętrznych, klimatyzacji, paneli fotowoltaicznych itp.
  4. Klucze do mieszkania i kod do domofonu – do użytku Twojego, nie projektanta 🙂

Aby proces nie trwał wieki, dokumenty te warto pozbierać przed spotkaniem z projektantem. 

2. "Coś mi tu nie pasuje" - Twoje oczekiwania

Żeby zobrazować, co “autor ma na myśli” , wyobraź sobie, że jesteś lekarzem. Przychodzi do Ciebie pacjent i mówi: “panie doktorze/pani doktor coś źle się ostatnio czuję”. Znajomo? Zapewne. Co odpowiada lekarz? “A co dokładnie panu/pani dolega?”.
No właśnie, kluczowe pytanie: “Co dolega?”. Możecie powiedzieć, że jest to coś innego, bo tu nie chodzi o oczekiwania pacjenta, a o skutek w postaci wyleczenia choroby czy dolegliwości. Ale czy aby na pewno chcielibyście być operowani, kiedy boli Was tylko gardło, albo mieć rehabilitację kończyn, jako kuracja kataru? Domyślam się, że nie.

Daleko mi do porównywania pracy medyków do projektantów, bo byłoby to co najmniej niestosowne. Niemniej jednak zasada jest podobna. Nie znasz dolegliwości i oczekiwań pacjenta, nie możesz pomóc. W tym wypadku – nie znasz potrzeb, problemów (związanych z wnętrzem i funkcjonowaniem w nim) oraz oczekiwań klienta, będzie bardzo trudno zaprojektować dla niego przestrzeń, w której będzie chciał przebywać.

Zanim spotkacie się z projektantem, zatrzymajcie się na moment w pogoni życia i zastanówcie się, co tak naprawdę chcielibyście we wnętrzu mieć i jakie Wasze potrzeby powinno ono zaspokajać. Poniżej lista podstawowych (ale nie wszystkich) pytań, na które warto sobie wcześniej odpowiedzieć: 

Jak wygląda Wasze życie w mieszkaniu/domu? Co w nim głównie robicie? Mieszkacie w pełnym tego słowa znaczeniu, czy tylko śpicie? A jeśli tylko śpicie, czy przewidujecie jakiekolwiek zmiany w tym względzie w najbliższym czasie?

Jest to ważne, bo może marzy Wam się “wypasiona” kuchnia z najnowszej generacji sprzętami do gotowania, pieczenia, robienia przetworów i jeszcze tam czegoś, ale pytanie, czy na tym etapie życia to naprawdę jest to, czego potrzebujecie. Zderzcie wyobrażenia z rzeczywistością i bądźcie szczerzy wobec siebie. Projektant zaprojektuje Wam wszystko (no prawie wszystko), ale może okazać się, że to nie jest to, czego de facto chcieliście. Bo i owszem, podobało się Wam to u kuzynki, koleżanki i bratowej, ale na dłuższą metę Wy totalnie nie odnajdujecie się w takim wnętrzu.
W tym roku szczególnie zauważalny był wzrost zainteresowania zmianami wystroju lub nawet układu mieszkań. Kiedy na wiosnę zostaliśmy zamknięci w czterech ścianach, okazało się, że wnętrza, w których mieszkamy, nie do końca spełniają nasze oczekiwania. I nie mówię tu o konieczności stworzenia biura na cito, bo gro osób zaczęło pracować z domu. Mówię tu o podstawowych kwestiach takich jak chociażby miejsce do wypoczynku, bo już nie możemy pójść do pubu napić się piwa, czy funkcjonalna kuchnia (może mała, ale funkcjonalna), bo jednak jedzenie z dowozem nie wszędzie jest możliwe, a jechanie do restauracji, żeby wziąć na wynos, zajmuje nam więcej czasu, niż wyskoczenie do firmowej kantyny, czy knajpki za rogiem, gdy biuro mamy w centrum miasta.

household, nordic, home
cute, baby, kids
Czy mieszkacie w nim sami? Jeśli tak, czy planujecie w tej kwestii jakąś zmianę?

 Oczywiście, nie przewidzimy wszystkich okoliczności i zdarzeń, których będziemy częścią. Nie mamy (a przynajmniej ja nie posiadam) szklanej kuli, w której wyczytamy, co będzie kiedyś. Jak to mawiał klasyk “jakbyś wiedział, że się przewrócisz, to byś se usiadł”. Zatem nie chodzi tu o przewidywanie przyszłości, ale o zwyczajne zastanowienie się nad tym, w jakim celu podążamy. 
Jeśli jesteś młodą osobą, która nie pozostaje w żadnym związku i mieszkasz w mieszkaniu 2-pokojowym z kuchnią i łazienką, może warto przemyśleć dwa razy wyburzenie wszystkich ścian działowych, bo kochasz przestrzeń i chcesz mieć “open space”, czy też widziałeś piękne lofty w internetach. Owszem, zawsze można potem zmienić koncepcję i zmienić mieszkanie, ale czy będzie Ci się chciało i będziesz miał na to budżet?
Tak samo w sytuacji młodej pary. Czy warto rezygnować z osobnego pomieszczenia na rzecz powiększenia sypialni, w której przebywamy (zazwyczaj) ograniczoną ilość czasu, powiedzmy – w pełni świadomi (zakładam, że podczas snu nie kontemplujecie przestrzeni Was otaczającej)? A może za rok lub dwa pojawi się nowy członek rodziny i co wtedy? Trzeba będzie na nowo stawiać ściany lub kombinować, jak tu upchnąć szkraba w kącie sypialni i zagwarantować sobie choć minimum intymności.
Oczywiście nie twierdzę, że zawsze i wszędzie powyższe sytuacje będą miały zastosowanie. Każdy jest inny, ma inne podejście do życia i inne preferencje. Niemniej jednak warto sobie przemyśleć i taką kwestię zanim zacznie się inwestować w mieszkanie czy dom.

Co jest niezbędne w Waszym wnętrzu?

Czasem jest tak, że mamy konkretne przyzwyczajenia lub po prostu musimy mieć dom dostosowany do naszych możliwości fizycznych. Co mam na myśli? 
Uwielbiamy grać na pianinie i chcemy go zakupić albo już nawet go posiadamy. To nie jest szklanka, którą schowamy w praktycznie każdej szafce, a jeśli nawet nie mamy tej szafki, to i na parapecie położymy w ostateczności. Musimy zatem przemyśleć kwestię ulokowania takiego sprzętu we wnętrzu.
Inny przykład – może mamy jakieś schorzenia lub ktoś, z kim mieszkamy, ma ograniczoną sprawność? A może po prostu ktoś z domowników jest niewielkiego wzrostu (nie mam na myśli dzieci, bo one kiedyś urosną) lub odwrotnie – mierzy wysoko?
Wynajmowałam kiedyś mieszkanie, w którym szafki w kuchni zamontowane były na takiej wysokości, że gdy chciałam sięgnąć do drugiej półki od dołu, musiałam stawać na stołku. Zaznaczam, że mam 168cm wzrostu, więc jakoś bardzo niska nie jestem. Najciekawsze jest to, że właścicielka tego mieszkania była osobą o wzroście ok. 155cm i z problemami w poruszaniu się, więc wskakiwanie na stołki czy drabinki nie wchodziło tutaj w grę. Jak ona funkcjonowała w takim wnętrzu (bo wiem, że kiedyś tam zamieszkiwała)? Do dziś się nad tym zastanawiam.

piano, old, vintage
boy, child, young
Czego absolutnie nie dopuszczacie we wnętrzu?

Kolejna kwestia to rzeczy, rozwiązania, których absolutnie nie dopuszczacie u siebie we wnętrzu nawet, gdyby były super hiper funkcjonalne czy piękne. Po prostu nie i już.
Moim sztandarowym przykładem są kanapy i fotele ze skóry lub tworzywa imitującego skórę. Osobiście nigdy w żadnym moim mieszkaniu (którego byłam, jestem lub będę właścicielem) nie umieściłam i nie umieściłabym takich mebli. Dlaczego? Ponieważ we wspomnianym już wynajmowanym mieszkaniu niestety musiałam się z takim meblem męczyć. Tak, męczyć.
Narożnik miał tapicerkę z tzw. skaju lub jak kto woli – skóry ekologicznej i kiedyś był koloru ecru. No właśnie – kiedyś, bo kolor jego już nie był taki, jak na początku. Kanapa brudziła się okrutnie, ale akurat czyszczenie takiego materiału wydaje się być łatwiejsze niż innych – powiedzmy plecionych (chociaż dziś na rynku mamy mnóstwo materiałów tapicerskich, które są plamoodporne). Nie to jednak było moją zmorą. Najgorsze w użytkowaniu był fakt, że wszystkie koce, poduszki i inne przedmioty lekkie dosłownie “spływały” po niej na podłogę. Taka tapicerka najzwyczajniej w świecie jest śliska. Do tego w zimie nieprzyjemnie zimna, a w lecie spocone ciało przykleja się do niej. Brrr. Okropieństwo.
Oczywiście to tylko przykład tego, czego ja u siebie nie chciałabym w domu. Natomiast wiele osób w moim otoczeniu takie meble zakupiły i są zadowolone. A przyklejanie się ciała? Wystarczy ubrać długie spodnie 🙂 

Otoczeni jakimi kolorami czujecie się najlepiej?

Kolory. Więcej o kolorach przeczytacie w moim następnym poście, niemniej jednak chciałabym tutaj zaznaczyć, że wbrew pozorom kolory mogą bardzo wpłynąć na to, jak będziemy się czuli we własnym domu. 
Nie wszystkie kolory też odpowiednie są do wszystkich pomieszczeń. Niektóre pobudzają, inne uspokajają, a jeszcze inne przygnębiają lub wzbudzają niepokój. To jest temat na osobny artykuł, ale chciałam tu zaznaczyć jedną kwestię. Musimy dobrze przemyśleć kolorystykę domu/mieszkania pod względem praktycznym, jak i estetycznym.

color, color of lead, pencil
architecture, house, interior
Jaki styl wnętrza jest Wam najbliższy?

W architekturze wnętrz jest mnóstwo różnych stylów. O części z nich na pewno słyszeliście. Ostatnio bardzo modne były style: glamour, loftowy/industrialny, minimalistyczny czy vintage. Jednakże przestrzegałabym przed operowaniem nazwami w kontakcie z projektantem.
Dlaczego? To, co dla Was jest stylem nowoczesnym, dla projektanta może takim nie być. To, co Wy myślicie pod pojęciem glamour, może okazać się całkowicie inne, niż w wizji osoby tworzącej wnętrze itd. itp.
Zatem co zrobić? Odpalić Google grafika i wpisać hasło, które najbliżej oddaje Wasz pomysł lub Wasze upodobania. Może to być po prostu hasło “ładny salon”, czy “mała łazienka w bloku”. Przeglądacie zdjęcia, szukacie tego, co Wam się podoba i pokazujecie to projektantowi.
Możecie również wykorzystać do tego takie portale jak Pinterest. Są bardzo przydatne.

Już wkrótce druga część tematu:

A miał być efekt "wow", czyli jak komunikować się z projektantem, żeby zrozumiał nasze oczekiwania cz.2
Zapraszam!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *